Najpierw kupujesz gitarę, oczywiście dobrą, bo musi brzmieć i stroić. Potem wynajmujesz profesjonalne studio, żeby Twój numer zabrzmiał idealnie w każdych warunkach. Następnie robisz teledysk, oczywiście w wysokiej jakości i rozdzielczości, na świetnym sprzęcie i oświetleniu. A na końcu nie masz już budżetu na jego promocję, więc estetyczny zachwyt nad piosenką rozkłada się równo na 40 osób, które na nią przypadkiem trafiły.
Produkcja czy emisja? Oto jest pytanie!
Ten notorycznie popełniany błąd nie jest domeną wyłącznie rynku muzycznego. Nawet w dużym biznesie spotyka się czasem absurdalną dysproporcję między środkami zainwestowanymi w wytworzenie materiału (choćby reklamy czy szkolenia) a kwotą przeznaczoną na jego emisję.
Tworząc spot reklamowy, odruchowo chcemy, aby był on idealnie dopracowany. Nic dziwnego — będzie on wizytówką danej firmy, a niedoróbki produkcyjne mogą rzutować na odbiór samego reklamowanego produktu. Dlatego właśnie budżety na produkcję reklam potrafią sięgać setek tysięcy złotych.
Z drugiej strony, na etapie tworzenia takiego spotu, dobrze zarządzany dział marketingu ma od dawna zabezpieczone kwoty na emisję. W przypadku reklam telewizyjnych, które są wciąż najtańszą formą reklamy (w przeliczeniu na pojedynczego odbiorcę), zdrowe proporcje między kosztem produkcji, a wykupionego czasu reklamowego to 30/70% lub nawet 20/80% na rzecz tego drugiego.
W końcu aby pokazać się z dobrej strony i wywołać określone skojarzenia u odbiorców, trzeba przede wszystkim do nich trafić, najlepiej kilka razy.
Pozwól na siebie trafić
Choć mam świadomość różnic między reklamą telewizyjną a teledyskiem, ta analogia nasuwa się sama. W końcu teledysk, choć sam potrafi być dziełem sztuki (podobnie jak pewien ułamek najlepszych reklam!), ma całkiem zbliżone do reklamy cele. W końcu chodzi opowiadanie historii, budowanie wizerunku artysty, wzbudzanie emocji, zwiększanie zasięgu, słowem — o promocję utworu i wykonawcy.
Przygotowując klip, możesz oczywiście liczyć na to, że okaże się tak charakterystyczny i przyciągający, że wiralowo okrąży świat niczym nowe wcielenie „Gangnam Style”. Znacznie bezpieczniej jednak od razu założyć, jaki budżet przeznaczysz na płatne odtworzenia. A te może ułożą się w kulkę, od której zacznie się większa śniegowa kula.
Dbaj o jakość swoich video, dbaj o brzmienie piosenek, ale przede wszystkim pozwól na siebie trafić, bo nie masz żadnych szans skraść serc słuchaczy, którzy nigdy o Tobie nie usłyszą. Zasada ta dotyczy zresztą nie tylko teledysku, ale także każdego singla i koncertu. Wszystkie działania artystyczne, jeśli nie są skierowane do szuflady i wąskiego grona najbliższych przyjaciół, wymagają opakowania i promocji, jak każdy inny produkt.
Ile trzeba zainwestować w reklamę singla lub teledysku?
Na tak postawione pytanie odpowiedzieć można tylko nieśmiertelnym „to zależy”. W przypadku reklamy trudno dotrzeć do granicy, powyżej której nie ma sensu dalsze inwestowanie. Największe firmy świata na reklamę potrafią wydawać każdego roku nawet kwoty przekraczające 10 miliardów dolarów i przez to nie tylko nie bankrutują, ale przeciwnie: umacniają swoje rynkowe pozycje.
Z drugiej strony, nie ma też kwoty minimalnej, poniżej której reklamowanie swojej muzyki nie ma żadnego sensu. Już za 100 zł możesz spodziewać się ok. 2000 odsłon swojego teledysku na YouTube. To nie jest liczba, która odmieni Twoją karierę, ale jednak nie jest to grupa nowych słuchaczy, która nie robi żadnej różnicy. Tym bardziej że ustawiając reklamy w social mediach czy na YouTube możesz bardzo dokładnie sprofilować docelowych odbiorców, zwiększając prawdopodobieństwo, że trafią na Twoją muzykę „właściwi ludzie”.
W przypadku singla i gotowego teledysku optymalny budżet promocyjny dla artysty, który nie jest gwiazdą, mieści się w przedziale 3 000 – 10 000 zł, ale jak wspomniałem — kwota ta może być zarówno niższa, jak i o wiele wyższa.
Ważne, abyś planując działania artystyczne, zadbał(a) nie tylko o własny warsztat, dobre kompozycje, odpowiednie instrumenty, studio, miks i master. Wydatki promocyjne są integralną częścią tego procesu i warto je od razu zaplanować. Pod warunkiem, że nagrywasz po to, by dać się usłyszeć.